niedziela, 29 września 2019

“Fałszywy Pieśniarz”–M. Raduchowska

Fragment:

“Ogród wiecznej jesieni milczał złowrogo, jakby tylko cze­kał na ich pierwszy ruch.

Uśpiony, lecz czujny, dziki, a jednak martwy od koniusz­ków zwiędłych pnączy aż po wąsy przegniłych korzeni, nic sobie nie robił z panującego wokół lata czy nadchodzącej burzy. Nie skrzypnęła choćby jedna pokryta szronem gałąź. Nie zaszeleścił nawet jeden zmarznięty liść. Ani jedno źdźbło trawy nie drgnęło na porywistym wietrze. Suche, powykrę­cane szkielety roślin trwały w nienaturalnym bezruchu, rzucając przybyszom nieme wyzwanie.

Przez ostatnie miesiące Ida odwiedzała posiadłość Kusi­ciela częściej, niżby sobie tego życzyła, lecz dopiero teraz zrozumiała, że zapewne nigdy nie zdoła poznać wszystkich jej sekretów. Ani tych, które lśniły na widoku w zalanych słońcem kryształkach lodu, ani tych skrytych przed ludz­kim okiem gdzieś głęboko pod ziemią. Do niedawna sądzi­ła, że zna tu każdy kamień, każdy wiecheć trawy, każdą spróchniałą deskę w ścianie zapuszczonego domostwa, ale dziś ogarnęło ją nieodparte wrażenie, że wszystkie jej wspo­mnienia związane z tym miejscem były tylko zamglonym snem. Jak gdyby uśpiony dotąd ogród nieoczekiwanie się przebudził – a ona razem z nim.

Czuła na sobie spojrzenia ukrytych w gąszczu ślepi, śle­dzących z uwagą każdy krok nieproszonych gości. Do jej uszu dochodziły szepty. Złowieszcze pomruki. Stłumione, nerwowe mamrotanie, ledwo słyszalne wśród pojękiwań wichru. W powietrzu przesyconym wonią mokrej ziemi, zbutwiałego drewna oraz gnijących liści wisiało coś jeszcze. Coś ulotnego i wyraźnego zarazem, jak ostry zapach dymu z jesiennego ogniska. Jakaś nieokreślona, lecz jasna zapo­wiedź rychłej nawałnicy, która nie miała żadnego związku z kapryśną pogodą…

Pogrążona w zadumie szamanka nie od razu spostrzegła wyciągniętą ku sobie dłoń. Uniosła głowę, napotkała prze­nikliwe oczy koloru deszczowego nieba. Dwie krople chłodnej stali wpatrywały się w nią intensywnie, jakby pró­bowały pochwycić jej rozproszony umysł i zakotwiczyć go z powrotem w rzeczywistości. Ida zamrugała raptownie, z niejakim trudem skupiła wzrok, a stojąca przed nią po­stać naraz nabrała szczegółów. Czarne włosy do ramion, znoszona kurtka z ciemnobrązowej skóry, koszulka ze spra­nym i zupełnie nieczytelnym nadrukiem, powycierane dżinsy, glany zdarte na nosach niemal do samej blachy – Kruchy wyglądał, jakby przyjechał na koncert rockowy, a nie na oględziny zwłok. A minę miał taką, jakby oględzi­ny zwłok uważał za znacznie lepszą rozrywkę niż dzikie po­go pod sceną.

Szamanka odetchnęła głębiej, schowała do torby plik zmiętych, pokreślonych kartek, które przez cały ten czas kurczowo ściskała w dłoniach. A potem wzięła od łowcy parę lateksowych rękawiczek.

– Idziemy, partnerko? – zapytał wesoło i trącił ją łok­ciem w bok.

Przełknęła ślinę, starając się ignorować dreszcz niepokoju, który bez ostrzeżenia i bez wyraźnej przyczyny przebiegł jej po plecach. Ponownie zajrzała Kruchemu w oczy, po krót­kim wahaniu skinęła głową.

– Idziemy, partnerze.

Dostrzegłszy wyraz jej twarzy, lekko uniósł brwi, ale ona szybko i niedbale machnęła dłonią na znak, że wszystko w porządku. Nic więc nie powiedział, o nic nie zapytał. Obrócił się na pięcie i żwawym krokiem ruszył do ogrodu Kusiciela. Ida jeszcze raz powiodła spojrzeniem po wy­szczerbionym murze z szarego kamienia, po zapadniętym dachu przebłyskującym wśród zwichrowanych konarów, po pędach uschniętego bluszczu, może i całkiem już mar­twych, lecz z pewnością nadal trujących. Minęła dłuższa chwila, nim wreszcie podążyła za łowcą.

Dogoniła go tuż przed bramą wjazdową, którą opląty­wał ciężki łańcuch spięty mosiężną kłódką. Minęli ją, ma­szerując ramię w ramię wzdłuż ziejącego dziurami ogrodze­nia, a potem przez zardzewiałą, przekrzywioną furtę wkroczyli na miejsce zbrodni.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz