Fragment 2:
* * *
Harmider, który przywrócił go rzeczywistości, Jared wziął początkowo za odgłos dalekich wystrzałów. Dopiero gdy wsłuchał się uważniej, doszedł do wniosku, że było to raczej jednostajne łomotanie, jakby coś ciężkiego głucho waliło o metal. Zanim zdołał ustalić, skąd ów dźwięk dochodzi, ujrzał, jak na jednej ze ścian laboratorium, wysoko, niemal pod samym sufitem, miarowo wygina się i wybrzusza osłona wentylacji. Kolejne uderzenie wyrwało wreszcie pokrywę ze ściany, ukazując szczupłą nogę w granatowym trampku. Kawał metalu z potwornym łoskotem runął w dół, wzniecając chmury dymu i iskier. Z przewodu wentylacyjnego wyłoniła się druga noga, potem tułów, ramiona, szyja, wreszcie głowa i twarz okolona krótkimi pasemkami popielatych włosów...
Quinn głośno wciągnął powietrze, nie wierząc własnym oczom.
To była Pomyłka. Ellen Take. Ekslaborantka kryminalistyczna i obecna pracownica naukowa Beyond Industries. Ostatnia osoba, którą Jared spodziewał się ujrzeć żywą w takich okolicznościach.
Dziewczyna rozejrzała się po dogasającym pobojowisku, potem niepewnie popatrzyła w dół, oceniając wysokość. Gdy wreszcie przysiadła na krawędzi przewodu i opuściła nogi gotowa do skoku, Quinn kątem oka złowił ruch po drugiej stronie zrujnowanej pracowni. Zerknął w tamtym kierunku, szybko zidentyfikował intruza. Scyborgizowany klon, model Easy Puppet, całkowicie bezwolna marionetka kontrolowana zdalnie za pośrednictwem biochipa umieszczonego w korze przedczołowej. Chodzące oczy, uszy i karabin strzegących budynku systemów bezpieczeństwa. W normalnych warunkach nazywane pieszczotliwie Kukiełkami.
Easy Puppets były całkiem sympatycznymi i niesprawiającymi kłopotów osobnikami. Szkopuł w tym, że przed godziną systemy bezpieczeństwa Beyond Industries trafił szlag, a Kukiełki ochoczo przejęły inicjatywę i zaczęły mordować wszystko, co stanęło im na drodze.
Quinn, niewiele myśląc, skoczył do drzwi. Wypadł z gabinetu i dał nura między zwęglone stoły. Ostrożnie stąpał po rozsypanym szkle, kluczył wśród sprzętów i chemicznej aparatury, przemykał od zasłony do zasłony i przez cały czas myślał tylko o jednym.
Ona jest ostatnia.
W jednej chwili zapomniał o Blake’u, O’Neillu, Rosso i McKay. Zabronił sobie pamiętać, wyrzucił z głowy krwawe obrazy, wyciszył umysł. Nie wolno mu było teraz o nich myśleć. Im nie mógł już pomóc, Pomyłce – tak. Fakt, że od ładnych paru miesięcy nie pracowała dla policji, nie miał w tej chwili najmniejszego znaczenia. Musiała przeżyć – w mniemaniu Jareda wciąż była jedną z nich, a swoich nie porzuca się na pewną śmierć. Pomyłka jakimś cudem przetrwała masakrę, podczas gdy reszta jego ludzi nie miała tyle szczęścia. Szczęściu zaś, jak wiadomo, trzeba pomagać. Dlatego Quinn nie miał zamiaru pozwolić, by czająca się w przeciwległym kącie Kukiełka zrobiła z nią to samo co z Helen McKay.
Pomyłka była ostatnia. Wreszcie odepchnęła się od krawędzi. Skoczyła.
Ale nie zdążyła wylądować.
Jared rzucił się do przodu. Easy Puppet otworzył ogień. Porucznik złapał spadającą dziewczynę wpół, zasłonił własnym ciałem, pociągnął za sobą. Pociski wbiły się w ścianę tuż za nimi, zasypując ich kawałkami zaprawy i cegieł. Runęli na podłogę dokładnie w momencie, w którym pierwsza łuska z brzękiem potoczyła się po kafelkach.
– Leż spokojnie – warknął Quinn do szamoczącej się dziko Pomyłki.
– Red... – szepnęła, natychmiast rozpoznając jego głos. Znieruchomiała w jednej chwili. – Dobry Boże, Red, byłam pewna, że nie żyjesz...
Nowa porcja kul z hukiem rozpruła tynk, wypełniając powietrze kłębami pyłu.
– I nawzajem, dziewczyno.
Trzecia seria, dużo krótsza od poprzednich, urwała się, zanim się na dobre zaczęła. Zasyczał osypujący się gruz, zabrzęczały łuski. A potem wszystko umilkło.
Quinn i Pomyłka przywarli do ziemi, nasłuchując czujnie.
Nie byli w stanie wychwycić najmniejszego szmeru, w pracowni zapanowała taka cisza, jakby leżeli zamknięci pod dźwiękoszczelnym kloszem. Nagle dziewczyna zesztywniała, wbiła Jaredowi palce w przedramię.
– Widzisz go?
– Widzę – wyszemrała ledwo słyszalnie. – Na twojej drugiej, za stołem z wirówkami próżniowymi.
Porucznik zerknął we wskazanym kierunku, na co Kukiełka, jakby tylko na to czekając, wyszła z kryjówki. Przystanęła pośrodku laboratorium i zaczęła wolno obracać się wokół własnej osi, skanując teren i przecinając powietrze wiązką lasera. Quinn usłyszał, jak Pomyłka wstrzymuje oddech.
Objął ją ciaśniej, przygniótł do ziemi.
– Ani drgnij. On reaguje na ruch.
Chmury ceglanego pyłu opadały nieśpiesznie, topniały, rzedły. W każdej chwili mogły odsłonić ich pozycję.
– Red...
– Ani drgnij.
Ani drgnęła. Sparaliżowana strachem, nie poruszyła się, nawet gdy czerwony punkcik celownika zaczął błądzić po jej ciele. Choć oboje z Quinnem byli jak dwie kamienne figury, zdradził ich kurz, który wzbijał się w powietrze wraz z oddechem. Easy Puppet długo patrzył na nich przez ciemną zasłonę hełmu. Wykrył ruch, nie było co do tego wątpliwości, ale z jakiegoś powodu nie otwierał ognia.
Minęła dobra minuta, zanim Jared zdecydował się sięgnąć po broń do kabury na udzie. Kukiełka nie zareagowała. Pozwoliła mu wycelować sobie w tors i ze spokojem przyjęła trzy pociski, które wgryzły się głęboko w kamizelkę kuloodporną.
Porucznik i Pomyłka gapili się na nią w niedowierzaniu, wreszcie spojrzeli po sobie.
– Długo jeszcze macie zamiar tak leżeć? – zapytał dźwięczny, kobiecy głos.
Quinn poderwał głowę. Parsknął z cicha i uśmiechnął się szeroko.
– Uwielbiam twoje wyczucie chwili, May.
Replikantka odpowiedziała mu niedbałym salutem i odwzajemniła uśmiech.
– Do usług, poruczniku.
Stała w progu gabinetu, ciężko wspierając się na klamce.
Na pierwszy rzut oka wyglądała zupełnie niepozornie: drobna kobietka o łagodnych rysach i bystrym spojrzeniu jasnoszarych oczu. Asymetrycznie ścięte włosy z jednej strony sięgały jej ramienia, z drugiej kończyły się tuż za linią szczęki. Miały barwę atramentu i mocno kontrastowały
z bladą cerą. Policyjny uniform, ciężkie skórzane buciory, a już tym bardziej oparty o ramię karabin zdawały się zupełnie do Mai nie pasować.
– To ty ją unieszkodliwiłaś? – zapytała Pomyłka, wstając z podłogi i wskazując zastygłą w bezruchu Kukiełkę.
– Ja – przyznała replikantka, po czym ruszyła przez laboratorium, lekko powłócząc prawą nogą. Gestem kazała im podążyć za sobą. – Steward nadal działa, udało mi się nawiązać łączność...
– Steward?
– Program zarządzający całym budynkiem – wyjaśniła szybko Pomyłka.
– Zamachowcy sforsowali jego systemy bezpieczeństwa, przejęli nad nim kontrolę i kazali mu przeprogramować Easy Puppets. Na szczęście jest na crackerskim haju, łatwo dał mi się zahibernować. Klony zachowały wspólną świadomość i nadal są w pełni zależne od Stewarda, więc wszystkie usnęły razem z nim. Ale nie będą spać wiecznie, system zaraz się zrestartuje. Pryskajmy stąd, zanim się przebudzą.
Wypadli z pracowni i puścili się biegiem w stronę windy.
Maya zamykała pochód, kuśtykając bokiem i cały czas mierząc w wejście do laboratorium. Drzwi kabiny rozsunęły się przed nimi łagodnie, niebieskawe światło zalało korytarz. Replikantka wskoczyła do środka jako ostatnia, ani na moment nie opuszczając broni.
– Na dach – zakomenderowała krótko.
Pomyłka posłusznie przyłożyła kciuk do skanera linii papilarnych i wybrała przycisk. Quinn zerknął na Mayę. Odwzajemniła spojrzenie, dopiero gdy drzwi zamknęły się z cichym sykiem i dźwig łagodnie ruszył w górę. Przewiesiła sobie karabin przez ramię, otarła spocone czoło i utkwiła w poruczniku srebrzysty wzrok.
– Udało mi się zawiadomić komendę i wezwać pomoc.
Wysłali po nas helikopter.
– Świetna robota, May – powiedział Jared i po krótkim wahaniu położył jej dłoń na ramieniu.
Drgnęła zaskoczona, ale nie odtrąciła jego ręki.
– Myślałem, że już po tobie.
– Wiem. Ja też tak myślałam – przyznała poważnie. – Zdjęłam ekranowanie, żeby połączyć się ze Stewardem, a wtedy on aktywował emitery EMP, rozwalił elektroniczny zamek w drzwiach laboratorium i napuścił na was Kukły. O mało mnie nie usmażyło. To najwyraźniej nie jest mój dzień, Red.
Umilkli oboje, po czym zerknęli na wyświetlacz nad ich głowami. Nie zdążyli zobaczyć, ile poziomów dzieli ich od dachu, bo w tej samej chwili cyfry i światło zgasły, pogrążając ich w nieprzeniknionym mroku, a winda podskoczyła gwałtownie i stanęła między piętrami.
– No i wykrakałam – westchnęła replikantka, przerywając grobową ciszę. – To zdecydowanie nie jest mój dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz