“Kobieta, która krzyczy w nocy, nie warczy w
dzień”
Przede
wszystkim ogromne podziękowania dla dobrych duszyczek, które dzielą się takimi
pozycjami, pozostawiając po sobie przemiłe notatki w książkach. Dziękuję, że
dzięki Wam, mogłam wyjąć sobie z życiorysu dwa dni, spędzając je na miłej
lekturze. Miałyście rację :)
Wiele osób
wciąż powtarzało, jaka to przewidywalna historia, pisana na wzór serii o grupie
rockowej Sinners, pani O. Cunning. Komentarze wielokrotnie
zniechęcały wręcz do sięgnięcia po debiutancką powieść wydaną przez, jakże
kochające początkujących pisarzy, wydawnictwo Novae Res. Czy faktycznie
tak jest, czy to jedynie ludzka złośliwość? Tak naprawdę sama nie wiem.
Podobieństwo do książek Olivii Cunning jest, owszem. Tematycznie
podobna jest też do “Brudnego świata” A. Lingas-Łoniewskiej, czy też
trylogii “Ostatnia spowiedź” Niny Reichter, a także pewnie do jeszcze
innych pozycji o grupach rockowych, ich trasach koncertowych i niewiastach
towarzyszących im w czasie koncertów. Podobieństwa są, ale każda kolejna pozycja
będzie w tym temacie podobna do poprzedniej. Z drugiej strony przeczytałam
jedynie cały pierwszy tom i połowę drugiego o Sinnersach, a od książki
“Na szczycie” oderwać się nie mogłam, a to dla mnie już jest
znaczące.
Co do samej
treści, jest przewidywalna, przystępna i przyjemnie przedstawiona. Bohaterowie
nie są jednak prostymi i łatwo dającymi się zaszufladkować. Każdy ma dwie,
czasem nawet trzy twarze. Poznajemy ich w przeróżnych sytuacjach, dzięki czemu
widzimy ich prawdziwe oblicza, ich sceniczne wizerunki i te pancerze, za którymi
się chronią. Niejednokrotnie miałam straszną ochotę potrząsnąć Rebeką, główną
bohaterką – prawdziwa królowa dramatu. I choć wiadome było, jak pozycja się
zakończy, autorka próbowała nam skomplikować wszystko, co tylko było można.
Czasem nawet za bardzo. Za dużo problemów i tragicznych przeżyć, zrzucane było
na barki bohaterów. Co, niestety, wyszło sztucznie. Tym bardziej, że bohaterowie
niesamowicie szybko dochodzili do siebie po wszystkim, po każdej tragedii. A Reb
powinna dostać kartę stałego pacjenta szpitalnego. I choć denerwowałam się,
parskałam śmiechem i często wręcz niedowierzałam w ich zachowanie, nie
potrafiłam się po prostu oderwać od książki.
Podsumowując: Wciągająca. Napisana przystępnym, prostym
językiem. Niekiedy zabawna – zwłaszcza w dialogach głównych bohaterów.
Wywołująca szereg różnych, często skrajnych emocji. I z pewnością wypełniona
erotyzmem. Przede wszystkim – zaczynając ją czytać, trzeba mieć otwarty umysł i
nie klasyfikować związków w ramach przyjętych w naszym społeczeństwie. Ja bym
nawet nazwała to wolnym związkiem, otwartym. Trójkątów nam nie zabraknie, to z
pewnością. Uważam, że warto ją przeczytać i samemu osądzić, nie patrząc na
komentarze i recenzje. Jak wspomniałam – podobieństwo jest, tematyczne, do
praktycznie każdej książki o rockowych muzykach. Zakończenie pozostawiło
czytelnika z wieloma pytaniami bez odpowiedzi, zatem czy nastanie czas drugiego
tomu? Jak faktycznie potoczą się dalsze losy Reb? Czy Jess będzie w ciąży? Jak
Sed zareaguje na wiadomość o ślubie siostry? Jak kobiety zniosą rozstanie z
muzykami jadącymi w kolejną trasę koncertową? Co z matką Reb, bo ten cały Bob i
wypadek, długi, są zbyt podejrzane, tym bardziej że wyjechali do Meksyku? Mnie
także zaintrygował Alex – gdzieś w tym wszystkim, co się działo, ta postać
została pominięta. Gdzie znikał i co z jego nałogiem? Pozostaje mi zatem czekać,
bo książka wręcz prosi się o drugi tom. Czy będzie on równie sporych rozmiarów i
dobrej treści? Mam nadzieję… Polecam :)
Ocena
końcowa: 6,5/10.
Tytuł: Na szczycie
Autor: K.N. Haner
Wydawca: Novae Res
Data premiery: 2015-02-12
Ilość stron: 797
Wyzwanie czytelnicze:
42/2015.
“Żeby ruszyć dalej, musisz najpierw mieć uporządkowane
sprawy z przeszłości.”
“Kobieta, która krzyczy w nocy, nie warczy w dzień”
Przede
wszystkim ogromne podziękowania dla dobrych duszyczek, które dzielą się takimi
pozycjami, pozostawiając po sobie przemiłe notatki w książkach. Dziękuję, że
dzięki Wam, mogłam wyjąć sobie z życiorysu dwa dni, spędzając je na miłej
lekturze. Miałyście rację :)
Wiele osób
wciąż powtarzało, jaka to przewidywalna historia, pisana na wzór serii o grupie
rockowej Sinners, pani O. Cunning. Komentarze wielokrotnie
zniechęcały wręcz do sięgnięcia po debiutancką powieść wydaną przez, jakże
kochające początkujących pisarzy, wydawnictwo Novae Res. Czy faktycznie
tak jest, czy to jedynie ludzka złośliwość? Tak naprawdę sama nie wiem.
Podobieństwo do książek Olivii Cunning jest, owszem. Tematycznie
podobna jest też do “Brudnego świata” A. Lingas-Łoniewskiej, czy też
trylogii “Ostatnia spowiedź” Niny Reichter, a także pewnie do jeszcze
innych pozycji o grupach rockowych, ich trasach koncertowych i niewiastach
towarzyszących im w czasie koncertów. Podobieństwa są, ale każda kolejna pozycja
będzie w tym temacie podobna do poprzedniej. Z drugiej strony przeczytałam
jedynie cały pierwszy tom i połowę drugiego o Sinnersach, a od książki
“Na szczycie” oderwać się nie mogłam, a to dla mnie już jest
znaczące.
Co do samej
treści, jest przewidywalna, przystępna i przyjemnie przedstawiona. Bohaterowie
nie są jednak prostymi i łatwo dającymi się zaszufladkować. Każdy ma dwie,
czasem nawet trzy twarze. Poznajemy ich w przeróżnych sytuacjach, dzięki czemu
widzimy ich prawdziwe oblicza, ich sceniczne wizerunki i te pancerze, za którymi
się chronią. Niejednokrotnie miałam straszną ochotę potrząsnąć Rebeką, główną
bohaterką – prawdziwa królowa dramatu. I choć wiadome było, jak pozycja się
zakończy, autorka próbowała nam skomplikować wszystko, co tylko było można.
Czasem nawet za bardzo. Za dużo problemów i tragicznych przeżyć, zrzucane było
na barki bohaterów. Co, niestety, wyszło sztucznie. Tym bardziej, że bohaterowie
niesamowicie szybko dochodzili do siebie po wszystkim, po każdej tragedii. A Reb
powinna dostać kartę stałego pacjenta szpitalnego. I choć denerwowałam się,
parskałam śmiechem i często wręcz niedowierzałam w ich zachowanie, nie
potrafiłam się po prostu oderwać od książki.
Podsumowując: Wciągająca. Napisana przystępnym, prostym
językiem. Niekiedy zabawna – zwłaszcza w dialogach głównych bohaterów.
Wywołująca szereg różnych, często skrajnych emocji. I z pewnością wypełniona
erotyzmem. Przede wszystkim – zaczynając ją czytać, trzeba mieć otwarty umysł i
nie klasyfikować związków w ramach przyjętych w naszym społeczeństwie. Ja bym
nawet nazwała to wolnym związkiem, otwartym. Trójkątów nam nie zabraknie, to z
pewnością. Uważam, że warto ją przeczytać i samemu osądzić, nie patrząc na
komentarze i recenzje. Jak wspomniałam – podobieństwo jest, tematyczne, do
praktycznie każdej książki o rockowych muzykach. Zakończenie pozostawiło
czytelnika z wieloma pytaniami bez odpowiedzi, zatem czy nastanie czas drugiego
tomu? Jak faktycznie potoczą się dalsze losy Reb? Czy Jess będzie w ciąży? Jak
Sed zareaguje na wiadomość o ślubie siostry? Jak kobiety zniosą rozstanie z
muzykami jadącymi w kolejną trasę koncertową? Co z matką Reb, bo ten cały Bob i
wypadek, długi, są zbyt podejrzane, tym bardziej że wyjechali do Meksyku? Mnie
także zaintrygował Alex – gdzieś w tym wszystkim, co się działo, ta postać
została pominięta. Gdzie znikał i co z jego nałogiem? Pozostaje mi zatem czekać,
bo książka wręcz prosi się o drugi tom. Czy będzie on równie sporych rozmiarów i
dobrej treści? Mam nadzieję… Polecam :)
Ocena
końcowa: 6,5/10.
Tytuł: Na szczycie
Autor: K.N. Haner
Wydawca: Novae Res
Data premiery: 2015-02-12
Ilość stron: 797
Wyzwanie czytelnicze: 42/2015.
“Żeby ruszyć dalej, musisz najpierw mieć uporządkowane
sprawy z przeszłości.”
Ależ się szybko uwinęłaś ;) Cieszę się, że tak przyjemnie spędziłąś z tą książką czas ;)
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że K.N. Haner jeszcze nas zaskoczy ;)
Ja też mam nadzieję, bo za dużo niewyjaśnionych spraw zostało.
UsuńRaz jeszcze, DZIĘKUJĘ ♥
Dziękuję za piękną recenzję :-)
OdpowiedzUsuńAleż proszę bardzo :) A ja dziękuję za to, że mogłam przy niej spędzić tak miło czas i już nie mogę doczekać się kolejnego tomu. Proszę nie dać mi zbyt długo czekać ;)
UsuńDla mnie bardzo trudna powieść do przetrwania, zatrzymałam się na stronie 3-setnej i niestety odstawiłam tą pozycje. Czytałam różne recenzje na temat tej książki i miałam mieszane uczucia, ale ze Pani K.N.Haner jest poczatkującą pisarką postanowiłam ją wesprzeć i zaryzykować, zakupiłam książke z usmiechem na twarzy przysiadłam do czytania jej ale cóż rozczarowałam się. Opowieść jest za bardzo pogmatwana jak w moim guście, a jeżeli chodzi o główna bohaterke niestety nie przypadła mi do gustu :-)
OdpowiedzUsuńKażdy ma swój gust i każdy ma prawo oceniać książki tak, jak je faktycznie czuje. Moi znajomi także są podzieleni. Tutaj jednak, na moim blogu, piszę o książkach tak, jak ja to czuję, jakie emocje wzbudza we mnie dana pozycja.
UsuńAle jak już wspomniałam, nie każdemu przecież musi się podobać. Zresztą, nigdy wszystkim się nie dogodzi. Dobrze, że autorka ma przynajmniej sporą grupę osób, którym "Na szczycie" się spodobało, przypadło do gustu lub też powaliło na kolana. Dziękuję, Anonimowy, za podzielenie się wrażeniami :)
Ja nie czytałam "Za sceną" więc fajnie mi się czytało, tak bez porównań i czekam niecierpliwie na następny tom:D Przyjemnie spędziłam czas z tą książką, choć czasem chciałam zabić bohaterów :D
OdpowiedzUsuńJa odłożyłam książki O. Cunning. Nie potrafiłam przez to przebrnąć, bowiem interesowało mnie coś o więcej niż wyuzdany seks wśród muzyków. Przy książce K.N.Haner, po prostu miło spędziłam czas :) I na tym główne zadanie książki polega - by nie umęczyć czytelnika, a poprawić mu nastrój, zrelaksować i wywołać jakieś emocje. I zgadzam się z Tobą, wielokrotnie miałam ochotę porządnie trzasnąć bohaterami, wytrząść nimi i przemówić do rozsądku :) Pozdrawiam
Usuń