“Śmiej się ze wszystkiego nawet wtedy, kiedy upadniesz”
Ostatnimi czasy postanowiłam postawić na debiutantów. Szukałam interesujących powieści zarówno wśród wydawnictw, jak i chociażby na wattpad. I trzeba przyznać, że mamy wiele jeszcze wciąż nieodkrytych talentów. Tak właśnie trafiłam na pozycję Wydawnictwa jakże kochającego początkujących pisarzy, Novae Res.
Opis wydawał się intrygujący. Okładka niestety nie w moich guście. Te zmiany kolorów, plamy, przebłyski – jak dla mnie nieco tego wszystkiego za dużo. Ale przecież ważniejsza jest treść. A co mamy w środku? Całkiem przyjemnie spisaną powieść romantyczną. Poznajemy Clarissę Jasson, młodą kobietę po traumatycznych przeżyciach z przeszłości, która próbuje stanąć na nogi, wypierając przeszłość. Gdy jednak poznaje Chrisa, wszystko wraca. Każde spotkanie z tym wyjątkowym mężczyzną powodu jej ataki lęków połączone ze wspomnieniami. A trzeba przyznać, że przy niektórych opisach miałam gęsią skórkę. Na oczach czytelnika, Panna Jasson próbuje sobie z tym wszystkim poradzić, mając wsparcie najlepszej przyjaciółki. Jednak pech wciąż czyha na jej potknięcia sprawiając, że poradzenie sobie z traumą przeszłości nie jest jedynym zmartwieniem. Śmierć bliskiej osoby, późniejsze konsekwencje sprawiają, że życie Clarissy wydaje się wyjątkowe trudne do przejścia, a mimo to kobieta daje sobie ze wszystkim radę.
A teraz czas na minusy. Od samego początku miałam wrażenie, że autorka wzorowała się na “Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Mamy bohaterkę, która jedzie przeprowadzić wywiad z przebogatym i jakże przystojnym, aroganckim biznesmenem, a po tym wywiadzie oboje nie mogą o sobie zapomnieć. Mamy ich kolejne spotkanie – niby przypadkowe – w sklepie dla majsterkowiczów. Zbyt dużo silnych podobieństw. Akcja książki także jest za bardzo przyspieszona. Wszystko dzieje się zbyt szybko, przez co ja, jako czytelnik jestem pozbawiona wszelkich emocji z podejmowanymi decyzjami bohaterów, ich odczuć. Czyżby autorka nie miała weny na opisanie tego wszystkiego? A może nie starczyło już cierpliwości? Nie wiem, czy taki właśnie był zamysł, czy to kwestia pierwszej powieści. Czuję jednak ogromny niedosyt.
Podsumowując: Powieść ma potencjał. Przyjemnie spędza się przy niej czas. Zatem w pełni spełnia swoje zadanie. Idealne rozwiązanie na jeden wieczór po bardzo męczącym dniu. Wciągająca. Jak dla mnie autorka ma także lekkie, ciekawe pióro. Nie jest to jednak pozycja, do której wrócę. Zabrakło mi tych wszystkich emocji, rozbudowania tak wielu wątków. Bohaterowie przeżywali ważne chwile, jedne z przełomowych w ich życiach, a mimo to nie było wgłębienia się w ich emocje, odczucia, potrzeby. Przez to owe sceny stawały się płaskie, a książka niekiedy przypominała mi wręcz harlequiny, które czytało się po naprawdę ciężkich dniach dla samej przyjemności czytania, a nie przeżywania. Czy polecam? Jako zwykłe poczytadło – owszem. Jako książkę do obowiązkowego zakupu i zapoznania się, a potem odłożenia na półkę – już niekoniecznie. Nie jest to pozycja, do której się wraca. Raczej przeczytać i pójść dalej. Czy sięgnę po kolejną pozycję autorki? Oczywiście. Z czystej ciekawości wierząc, że następne wydane pozycje będą już znacznie lepsze i zapadną mi na dłużej w pamięci.
Ocena końcowa: 4,5/10.
Tytuł: Dotyk życia
Autor: Aleksandra Szoć
Wydawca: Wydawnictwo Novae Res
Premiera: 2014-01-01
Ilość stron: 188
Wyzwanie czytelnicze: 50/2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz