środa, 24 czerwca 2015

“Collide”–Gail McHugh

 

Jedna mała decyzja, która zmieni wszystko… na zawsze zmieni losy bohaterów.

 

Nie byłam przekonana do tej pozycji. Ot, kolejny romans biurowy, jakiś trójkąt – jak przeczytałam z opisu. Mimo to nie potrafiłam przestać przyglądać się okładce. Niby nic takiego – mężczyzna siedzący na stołku, bez twarzy, tylko z silną brodą i pięknymi ustami, w rozpiętej koszuli, z zegarkiem na ręce ułożonej na pozór luźno. Czułam już w samym tym zdjęciu emocje, przekaz i wiedziałam, choć się broniłam, że nie prześpię przez tą książkę nocy. Miałam cały czas nadzieję, że treść będzie równie pociągająca, jak sama oprawa graficzna

Spotykamy się pewną parą – Dillonem i Emily. Prawie roczny związek, w którym mężczyzna pokazał, jak bardzo oddany jest swojej partnerce. Czytając jednak ich losy, jego zachowanie po przeprowadzce Em do Nowego Jorku, zastanawiałam się, czy Debillon (jak go nazwała jedna z bohaterek) od samego początku był – za przeproszeniem – palantem, czy jednak pokazał swoje prawdziwe oblicze dopiero, gdy przeprowadził swoją wybrankę do swojego miasta. Liczne manipulacje, półprawdy sprawiły, że prawie warczałam czytając dalej. Zastanawiałam się, jak Emily mogła w to wszystko wierzyć? Z drugiej strony rozumiałam – był jedyną osobą przy niej, gdy przeżywała najgorszy koszmar. Nosiła jego obraz i myliła przyzwyczajenie, wdzięczność z miłością.

I między tym wszystkim, mamy drugą historię – Jak to Gavin poznaje Molly. Historia prawie jak z kopciuszka – ona zwykła kelnerka, on milioner, jest i uczucie od pierwszego wejrzenia, wspólne przyciąganie, emocje aż kipią.

A potem wszystko zaczyna się komplikować. Wychodzą prawdy, kto jest naprawdę kim. Każdy pokazuje prawdziwą twarz. Śmiałam się z kolejnych przygód i płakałam, gdy Gavin robił z siebie prawdziwego drania, przemawiając jak Drużba. Normalnie ściskało mnie w brzuchu i czułam ból serduszka czytając o tym, co mówił wszystkim o Molly, o potędze jego miłości, o głębi prawdziwego uczucia. Jedna mała decyzja podjęta przed laty zmieniła losy bohaterów na długie lata, o ile nie na zawsze. Jedna wyprawa Travora do siostry i tego, kto z nim pojedzie najwyraźniej odmieniła wszystko. Mówi się, że przeciwności losu nas czegoś uczą, że każde traumatyczne przeżycie pozwala być nam twardszymi i zmienia nas, naucza, a my jedynie musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Najwidoczniej bohaterowie musieli przeżyć swoje, każdy popełniony błąd, każda najmniejsza decyzja miała ich doprowadzić do skrzyżowania, na którym stoją właśnie teraz. Może dzięki temu docenią to, co mają. Inaczej spojrzą na wszystko, co zdobyli i co jeszcze może być im dane. Może… o tym jednak przyjdzie mi się przekonać dopiero w drugim tomie. Oby Wydawnictwo Akurat wydało to szybko, bo nie wiem, ile wytrzymam w tym zawieszeniu.

Podsumowując: Świetna lekturka. Powinno pisać się ostrzeżenie, by zakupić sobie do niej kartonik chusteczek i zarezerwować nieprzespaną noc. Niesamowicie emocjonalna, wciągająca. Pełna napięcia, pasji i namiętności. Sceny erotyczne są dobrze opisane, bardzo obrazowo, ale nie stanowią większość dzieła. Na szczęście. Jak napisała znajoma (którą podziwiam, o czym chyba wie): “To pełnokrwisty romans z piękną miłością, prawdziwymi uczuciami i bohaterami, którzy mogliby istnieć w realnym świecie.” Kochana, zgadzam się z Tobą w pełni. Wciągająca. Emocjonalna. Jedna z lepszych romantycznych powieści dla kobiet w ostatnim okresie. Gorąco polecam.

Ocena końcowa: 7,5/10.

 

Tytuł: Collide

Autor: Gail McHugh

Wydawca: Wydawnictwo Akurat

Premiera: 2015-06-17

Ilość stron: 368

Cykl: Collide

Tom: 1

 

Wyzwanie czytelnicze: 48/2015.

 

“Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz