Uwielbiam książki Nory Roberts wydane przez Świat Książki, Burdę lub Prószyński i S-ka. Dlaczego? Są one pojedynczymi powieściami, a nie serią. I przede wszystkim - żadne z powyższych wydawnictw nie robi takich przekrętów jak Mira/Harlequin, które wydają książkę tysiące razy, czasem nawet zmieniając tytuły lub też łącząc pojedyncze małe harlequiny w jeden zbiór. Natomiast powieści z innych wydawnictw są objętościowo całkiem przyjemne, pojedyncze wydania i jeśli zrobią już wznowienie, nie zmieniają tytułu dla niepoznaki klienta. A i ilość błędów w tekście jest prawie zerowa. I za to ich uwielbiam.
Swoją książkę "Błękitny dym" mam dzięki ogromnej wyprzedaży w sieci Auchan. Przypadkiem, podczas urlopu, weszłam do marketu i przeżyłam szok. Tysiące książek w niesamowicie niskich cenach. I tak ono nabyłam tę powieść w nowym wydaniu graficznym, w twardej oprawie i tylko za niecałe dziesięć złotych. Już sam ten fakt sprawił, że pokochałam ją i sieć Auchan.
Każdy odnajdzie tu coś dla siebie. Mamy zbrodnie. Morderstwa z premedytacją. Mamy także brutalne gwałty - na szczęście nie opisane dokładnie, za co jestem wdzięczna autorce. Co jak co, ale o tym jakoś chętnie bym nie czytała. Ale mamy też trochę pozytywnej erotyki. I romans budowany powoli. Cóż, książka jest dokładnie taka, jaka być powinna tej autorki. Wciągająca. Zapadająca na długo w pamięć. I wywołująca mnóstwo emocji. Uroniłam trochę łez nad bohaterami. Ale nie potrafię się ustosunkować do zachowania Bo przez większość książki. Może dlatego, że nie rozumiem jego fascynacji. Jak można pokochać kogokolwiek bez poznania tej osoby, a jedynie widząc ją przez sekundę? I w dodatku nosić ten obraz przez całe swoje życie, zachowując się - nie oszukujmy się - jak świr. Po prostu. Z drugiej strony mamy rodzinę Pastorelli. Patologiczną. Ale z dziwną fascynacją - kobieta masochistka oraz dwóch mężczyzn z własną oceną sprawiedliwości oraz miłością do ognia. I to nie takiego w malutkiej zapałce, albo bezpiecznie zamkniętego w kominku. O nie, zwłaszcza Joey/Joseph uwielbiał ten dziki, niepohamowany ogień pełzający po ścianach, sufitach i podłogach. Płomienie liżące swoje ofiary. Śpiewający i pochłaniający wszystko, czego tylko zapragnie. Tańczący w swym gorącym tańcu zniszczenia. O dziwo, tak samo kochała płomień główna bohaterka. I choć mogłoby się wydawać, że wszystkie te tragiczne wydarzenia w życiu Reeny są jedynie aktem zemsty, istnieje coś o wiele głębszego. Miłość do samozniszczenia, gdzie rodzina Hale jedynie jest pretekstem. Tak ja to widzę. I chyba tak właśnie miało być w zamyśle Pani Roberts.
Czy polecam książkę? Oczywiście! Może nie powaliła mnie z nóg tak, jak chociażby "Świadek", ale i tak uważam ją za bardzo dobrą książkę. Nie sposób się od niej oderwać. Poznajemy bohaterów, ich światy i to, jak zmagali się ze swoim życiem po to, by po dwudziestu latach nareszcie się poznać, spotkać, pokochać i znienawidzić. Zabawnie było patrzeć, jak przez całe życie się mijają. Mając wspólnych znajomych i nawet o tym nie wiedząc. To tak, jakbyśmy podglądali ich życie. I to sprawia, że wydają się mi jeszcze bliżsi. A teraz pora sprawdzić, czy film jest równie dobry jak książka. No dobrze, wiem - nic nie jest tak dobre, jak książka. Ale cóż, sprawdzić trzeba.
Tytuł: Błękitny dym
Autor: Nora Roberts
Wydawca: Świat Książki
Premiera: 2013-01-09
Ilość stron: 496
- "Jeśli w niebie nie ma dużo dobrego seksu, to co to za niebo?"
- "Kto ma rozum, nie potrzebuje szczęścia."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz