piątek, 12 września 2014

Keri Arthur - "Wschodzący księżyc"

Czasem warto jest wrócić do wcześniej przeczytanych powieści, by docenić to - co wtedy się zgubiło. Tak zrobiłam i w tym przypadku. Pierwszy raz owa pozycja trafiła w moje rączki jakoś pod koniec stycznia 2011 roku, jako przedpremierowa pozycja do zapoznania się z tematem. Nie oceniłam jej zbyt wysoko. Zastanawiałam się wówczas, czy ocenić ją jako dobrą, czy bardzo dobrą. Świetnie mi się ją czytało, bardzo szybko. Ale przeszkadzały mi liczne sceny erotyczne. praktycznie większość książki dotyczyła ogromnej chcicy głównej bohaterki. Stwierdziłam także, że pomimo swych zalet, porywająca nie jest i liczyłam na więcej dopracowania emocjonalnego bohaterki.

A jak jest teraz? Wciąż uważam, że szybko się ją czyta. Jest niesamowicie wciągająca. Nie wiadomo do samego końca, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Niesamowicie dużo akcji. Praktycznie cały czas coś się dzieje, ale nie czuje się przy tym znużenia, czy wręcz przemęczenia. Tym razem doceniłam erotyzm książki. Jest nim przesiąknięta. Ale chyba się znieczuliłam już tymi wszystkimi erotykami, skoro już mnie nie raziło. Seks na parkiecie w klubie pomiędzy innymi parami robiącymi dokładnie to samo? Phi... Jedyne, co denerwowało mnie podobnie, jak w przeszłości - to fakt, że bohaterka dochodzi niesamowicie szybko do siebie po okryciu ogromu zdrady bliskich jej osób. Dotknęło ją to, ale prawie natychmiast przeszła z tym do porządku dziennego. Podobnie jak krzywda wyrządzona przez jednego z jej kochanków, którą ja porównywałam do gwałtu. Po prostu uwolniła się i była nań zła. Ale to wszystko. Może po prostu oczekiwałam od niej więcej kobiecego podejścia do sprawy?

Podsumowując. Książka niesamowita. Wciągająca. Trzymająca w napięciu. Przesączona dobrym erotyzmem, a opisy seksu wręcz palą kobiece policzki (choć moje znieczulenie sprawiło, że poczułam delikatny rumieniec). Bardzo dobrze napisane urban fantasy zmieszane z odpowiednia dawką paranormal romance. Odkryta na nowo sprawiła, że chcę poznać kolejne tomy. 

Końcowa ocena:  7/10 :)




Tytuł: Wschodzący Księżyc

Autor: Keri Arthur

Wydawca: EPICA Instytut Wydawniczy

Premiera: 2011-03-09

Ilość stron: 400

Cykl: Zew nocy

Tom: 1

5 komentarzy:

  1. Utknęłam na trzecim tomie. Też denerwowała mnie ta ciągła chcica bohaterki, ale skoro mówisz, że za drugim razem to nie raziło Cię już tak bardzo, to może i ja wrócę do tej serii? Zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja w 2011 utknęłam na tomie z ogierem, ale nie pamiętałam, który to był. Teraz pierwszy poszedł mi fajnie i zaczęłam czytać drugi... i proszę bardzo - mamy ogiera ;) Zobaczymy jak pójdzie dalej

      Usuń
    2. Nie pamiętam żadnego ogiera, ale biorąc pod uwagę, że kupowałam te książki jakoś zaraz po ich premierach, to mogło mi wiele umknąć xD Mam dobrą pamięć tylko, że krótką ;)

      Usuń
    3. W drugim tomie się pojawił... Williams... nie wiem tylko, czy jest on chwilowym bohaterem, czy pozostanie na nieco dłużej. Ale skoro dawno temu czytałaś, to mogłaś nie pamiętać....

      Ja mam często tak, że czytam wiele książek, ale po czasie po prostu się zaczynają plątać - pamiętam ogólny zarys, ale nie koniecznie konkretne osoby... chyba, że był ktoś niesamowicie charakterystyczny, wtedy jedynie kojarzę go, jako postać, ale dane personalne i tak mi umkną :)

      Usuń
  2. Widziałam książkę w bibliotece, ale wypożyczałam akurat dużo książek i pomyślałam, że wezmę następnym razem:D

    OdpowiedzUsuń