Pierwszy tom skończył się w takim momencie, że pewnie nie tylko ja nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania z bohaterami, ale i psioczyłam pod nosem na autorkę – jak mogła w takim momencie przerwać, prawda? Tak się po prostu nie robi. Z drugiej strony może i dobrze, że czytelnik ma przymusową przerwę, bo jest w stanie odreagować po wszystkich emocjach związanych z “Collide”. Mi było bardzo trudno wyjść z tamtego świata, zostawić książkę za sobą i zabrać się za kolejną. A to już jest dowodem, jak dobra była ta pozycja. Nie wytrzymałam jednak zbyt długo i praktycznie od razu chwyciłam drugi tom, dając sobie jedynie dobę na otrząśnięcie się. Chwała dla Wydawnictwa Akurat, że pozycję planuje nam dostarczyć do księgarń już na początku września tego roku. W imieniu chyba wszystkich czytelników – Dziękuję :)
Powiem tak – sprawy się skomplikowały i to naprawdę poważnie. Spotkanie z bohaterami zaowocowało kolejną dawką sporych emocji. Niektórzy sprawili mi wiele zawodów, jednak wkrótce się zrehabilitowali. Inni zawiedli mnie jako przyjaciele i niby obowiązkowe wsparcie. Emily nagle została rzucona na pożarcie i to chyba najbardziej odzwierciedla jej skomplikowaną walkę. Gavin natomiast rozczarowany swoją miłością do Molly i jej wyborem, opuszcza wszystkich. Po prostu znika. I mamy jeszcze Dillona, mężczyznę który nie zasługuje nawet na to miano. W pierwszym tomie zgodziłam się z Liv, by nazywać go Debillon. W pełni odzwierciedlało jego charakter. Jednak w drugim tomie pokazał cały wachlarz swoich możliwości. I to chyba przerażało mnie najbardziej. Praktycznie pierwsze strony książki doprowadziły mnie do łez rozpaczy. Dalej wydawało się iść w coraz to gorszym kierunku. Mimo wszystko pojawiło się światełko w tunelu, mała iskierka radości dla Emily i bezgraniczna miłość do Noah. Każda podjęta przez nich decyzja, miała zaraz swój skutek – czasem pozytywny, innym razem nie. Dzięki temu jednak pokazywała nie tylko prawdziwe ich oblicze, a także ich serca (bądź ich brak w przypadku jednego takiego, którego określiłabym mnóstwem niecenzuralnych epitetów). Każda bowiem sytuacja, każdy problem, jedynie wzmacniał ich postanowienia, jak i ich kręgosłup.
Podsumowując: To niesamowita przygoda i wciągające dzieło. Książka ta wyzwala w czytelniku mnóstwo emocji. I choć zapowiadał się typowy romans, jakich wiele na rynku, ten zapadł mi w pamięć i głęboko w serduszku. Trafia natychmiast na półkę ulubionych, do których z pewnością wrócę. Po przeczytaniu “Collide” potrzebowałam doby, by zabrać się za kolejną książkę. Po “Pulse” – wciąż nie mogę opuścić tego świata stworzonego przez Gail McHugh, by zabrać się za inną pozycję. Zdecydowanie tom drugi znacznie bardziej skomplikowany i emocjonalny. Niezapomniany. Genialny. I naprawdę warty nie tylko przeczytania, ale przede wszystkim – kupienia i zostawienia na specjalnej półce książek wyjątkowych, wartych powrotu.
Ocena końcowa: 8/10.

Tytuł: Pulse
Autor: Gail McHugh
Wydawca: Wydawnictwo Akurat
Premiera: 2015-09-09
Cykl: Collide
Tom: 2
Wyzwanie czytelnicze: 49/2015.

"- Skaczesz? - Nie wiem skąd pojawił się głos, tak jak i jego właściciel. Zaskoczył mnie. Złapałam się mocniej barierki na wypadek, gdyby chciał mnie stąd ściągnąć. - Nie musisz na to patrzeć i nie próbuj mnie powstrzymywać - rzuciłam cicho odwracając głowę. Dostrzegłam tylko jego oczy, złote obwódki rozjaśniały ciemność nocy. Przelewały się, skrzyły, żyły nienaturalnym życiem.
“Co mogą mieć ze sobą wspólnego szofer, babcia, szef wielkiej firmy oraz szara biurowa myszka? O ile szofer i szef jak najbardziej mogą, o tyle o co chodzi z babcią i myszką, możecie dowiedzieć się z mojego nowego opowiadania. Zapraszam :) Będzie miłość, złość, ale przede wszystkim sporo humoru, bo przecież nie może być tylko smutno ;)”
„Miłość? Miłość nie istnieje! Tak myśli Vera i nic nie jest w stanie zmienić jej zdania. W końcu ojciec zostawił ją i założył nową rodzinę. Czy to nie najlepszy przykład na brak miłości? 

