Przypadkiem natrafiłam na tą pozycję, przeglądając opinie różnych czytelników w Internecie. Podeszłam do tematu sceptycznie. Z prostego względu - co mogą jeszcze wymyślić w sprawie aniołów, Lucyfera i całej skrzydlatej ferajny. W dodatku okładka kojarząca mi się z młodzieżową fantastyką. Nie pociągała mnie. Ale wygrała ciekawość. I powiem jedno - nareszcie porządna urban fantasy na naprawdę wysokim poziomie. Mamy tu i złe demony. I anioły, wcale nie do końca takie pozytywne. Mamy także i upadłe anioły, całkiem zresztą seksowne. I są też agenci śmierci. A przede wszystkim - mnóstwo emocji towarzyszących podczas czytania. To pozycja , od której trudno było się oderwać. A po jej przeczytaniu chętnie sięgnęłabym po kolejny tom, gdybym oczywiście miała taki pod ręką.
Czy wspomniałam, że uwielbiam Lorda Lucka? Nie? To mówię to teraz - po prostu kocham faceta i tyle. Kolejna książka z dziedziny urban fantasy, w której Lucyfer to całkiem fajny facet jest. No cóż, Lucuś to Lucuś... równy gość.
Zatem nie zastanawiać mi się proszę, tylko natychmiast po nią sięgać. Dobrze się czyta. Język przystępny. Spora dawka humoru i skrzydlatych postaci. Nie jeden raz powachlować się trzeba dla uspokojenia. Zdecydowanie niepowtarzalna. Niesamowita. Prawdziwa urban fantasy, jakiej już dawno nie miałam w rączkach. Godna polecenia.
Tytuł: Black Wings Autor: Christina Henry Wydawca: Ace Charter, Turnaround Publisher Services Premiera: 2010-11-30 Ilość stron: 304 Seria: Black Wings Tom: 1 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz